Rozmiary boiska i rozmiary zwycięstwa, czyli słów kilka o półfinale Kleryckiej Ligi Piłkarskiej
Nie było konieczności rozgrywania trzeciego meczu grupowego. Dwie wcześniejsze wygrane oraz fakt wycofania się z Ligi drużyny kapucynów oznaczał, że salezjanie zajęli pierwsze miejsce w grupie A Ligi Kleryckiej sezonu 2011/2012 i awansowali do półfinału. Na tym etapie rozgrywek przeciwnikiem duchowych synów Księdza Bosko byli misjonarze św. Rodziny. Mecz pomiędzy nimi odbył się we wtorek 15 maja o godz. 14.00 na boisku SALOS Kraków przy ul. Tynieckiej.
Spotkanie rozpoczęło się dość spokojnie. Goście z ul. Stradomskiej potrzebowali trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do twardej i mokrej nawierzchni boiska, a lekko padający deszcze z pewnością im tego zadania nie ułatwiał. Występujący w roli gospodarzy salezjanie od początku uzyskali nieznaczną przewagę, która została udokumentowana w 6. minucie bramką zdobytą przez kapitana zespołu, Piotrka Pączkowskiego. Misjonarze próbowali odpowiedzieć, konstruując dynamiczne akcje, ale najczęściej „nadziewali się” na kontrataki salezjanów. Kolejne bramki zdobyte przez: K. Cepila, J. Stasińskiego i M. Chorążego szybko ustawiły mecz. To jednak chyba zdekoncentrowało nieco grających w biało-zielonych strojach gospodarzy, a misjonarze zaczęli odrabiać straty. Bramki zdobywali: P. Maćkowiak, D. Strąk i T. Gawlik. Niektóre ich gole padły w dość kuriozalnych okolicznościach, ale jak mówi piłkarska zasada: „liczy się to, co w sieci”, a na przerwę salezjanie schodzili, prowadząc 5:4.
W obu drużynach widać było dużą mobilizację sił. Misjonarze zwietrzyli swoją szansę na dobry wynik, a salezjanie koniecznie chcieli utrzymać prowadzenie do końca. Zapowiadało to spore emocje w drugiej połowie. Pierwsze akcje tej części meczu w zasadzie rozstrzygnęły sprawę. Bramki zdobyte przez K. Cepila, i P. Seroczyńskiego uspokoiły sytuację, choć przyznać trzeba, że i goście co chwilę zmuszali Dawida „Badyla” Błażków do interwencji. Dla bramkarza salezjanów nie był to chyba mecz życia, ale i tak w kilku momentach wykazał się kapitalnym refleksem, broniąc kąśliwe uderzenia gości. Dla formalności dodać należy, że listę strzelców bramek dla salezjanów uzupełnili jeszcze M. Chyza i F. Janyga, a dla misjonarzy w drugiej połowie trafili: T. Gawlik (dwukrotnie) oraz G. Sajdyk. Ostatecznie mecz zakończył się zwycięstwem salezjanów 12:7. Tym samym to oni znaleźli się w finale tegorocznej edycji KLP, w którym bronić będą tytułu sprzed roku.
Rozegranie meczu na małym boisku oznaczało nie tylko mniejszą liczbę zawodników na nim (grano 7 na 7), ale i pewne przetasowania w ustawieniu salezjanów. Nieobecność kilku podstawowych zawodników (m.in. G. Dłużniaka, S. Drapiewskiego i P. Centnara) sprawiła, że niektórzy zawodnicy występowali na pozycjach innych niż ich nominalne. Podkreślić jednak należy znakomitą grę w obronie: B. Majchrzaka, D. Grędy i P. Wątora. Również gracze ze środka pola nie zeszli poniżej określonego poziomu. A przy takim układzie, jak zwykło się mawiać: „Coś zawsze z przodu wpadnie”.
Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że seminaryjna drużyna salezjanów jest jak Borussia Dortmund. Nie ma w niej wielkich gwiazd. Są wyróżniające się indywidualności, ale i tak o sukcesie decyduje postawa całej drużyny. Jak trafnie ujął to w trakcie meczu Piotrek Seroczyński: „Nieważne, kto strzela bramki, liczy się zwycięstwo”. Dodać warto, że oprócz wyniku sportowego, liczyła się też dobra atmosfera, zarówno w trakcie meczu, jak i po nim podczas poczęstunku w seminaryjnej kafejce.
Czarny SDB