Peru: List od misjonarza
Drodzy przyjaciele misji salezjanskich!!!
Przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia prosto z serca dżungli amazońskiej.
Korzystajac z chwili wolnego czasu postanowilem napisac pare slow, by zdac sprawozdanie z naszej pracy w San Lorenzo. Mój powrót do Peru z wakacji w Polsce przebiegł bez przeszkód. Po wylądowaniu w Limie (03.01) pojechałem do Chosica na doroczne rekolekcje.
Tam dowiedziałem sie, że w tym roku wspólnota w San Lorenzo będzie mniejsza. W zeszłym roku wyjechał od nas ks. Daniel Coronel (peruwiańczyk), który pojechał w ramach Projektu Europa do Irlandii. Obiecano nam przysłać nowego księdza, ale na dzień dzisiejszy jest to niemożliwe. W ten sposób zostało nas 4 salezjanów w domu (dwóch księży i dwóch kleryków), a pracy jest dla 4 księży. “Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Módlcie się do Pana żniwa, aby wysłał robotników swoich.” Więc … módlmy się!!!!
Po przyjeździe do San Lorenzo rozpoczęliśmy półkolonie wakacyjne, które tutaj nazywamy “użyteczne wakacje” (“Vacaciones Útiles”). Mają one inny charakter niż nasze, polskie: przede wszystkim głównym zajęciem jest nauka, a nie zabawa. Codziennie, od 08.00 do 12.30, dzieci i młodzież uczestniczy w lekcjach – w ten sposób powtarzają materiał z poprzedniego roku co jest przydatne szczególnie dla tych, ktorzy są z wiosek, gdzie poziom edukacji pozostawia wiele do życzenia. Po południu mieli możliwość uczestniczenia w warsztatach, w czasie których rozwijali swoje zainteresowania i zdolności taneczne, muzyczne (gitara) i plastyczne. Nie zabrakło okazji do zabawy, radości i odpoczynku – w każdą sobotę organizowaliśmy wyprawy do okolicznych wiosek czy nad jezioro, gdzie miały miejsce gry, konkursy, śpiewy. Połkolonie są dobrą okazją do pogłębienia życia religijnego u naszych młodych uczestników jak również przygotowania ich do sakramentów. Dlatego każdego dnia była odprawiana Msza św. w której uczestniczyli uczniowie przygotowując czytania, dary, modlitwę wiernych itp. Czasami dochodziło do sytuacji zabawnych, w których musiałem wykazać się dużym opanowaniem. Tak np. jeden chłopiec czytał lekturę z listu do Hebrajczyków (po hiszpańsku “a los hebreos” czyt. "ebreos”), a że dla niego ci “hebrajczycy” byli zupełnie nieznani więc zamienił słowo na “ebrios” (czyt. “ebrios”). Więc zamiast listu do Hebrajczyków mieliśmy czytanie z listu do ... pijaków!!!!!! Wystarczy zamienić jedną literkę i ile radości!!!! Dzięki pomocy kleryków, którzy przyjechali z Limy i zaangażowaniu miejscowych nauczycieli 5 tygodni minęło szybko i przyjemnie choć było dużo pracy. Dzieci i młodzież wspaniale przygotowali święto św. Jana Bosko obchodząc tradycyjną “velada” (całonocne czuwanie obchodzone w naszym regionie Loreto przed świętem patronalnym) pełne śpiewów, tańców, poezji i radości salezjańskiej. Z równie wielkim entuzjazmem przyjęli wizytę z Warszawy, z Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego. Księża Roman i Krzysztof mogli podziwiać zdolności naszych podopiecznych w tradycyjnych tańcach Amazonii Peruwiańskiej – Anakonda i kurukuru, oraz w deklamacji poezji i śpiewie pieśni salezjańskich.
Po zakończeniu połkolonii nastąpił krótki czas oddechu choć wciąż było coś do zrobienia: a to przyszedł chory po pomoc, a to zmarła kobieta na HIV, a to indianin z jednego z plemion które ja odwiedzam. I tak szybko mijał czas. Obecnie znajduję się w Yuriamguas, w siedzibie Biskupa gdyż od jutra (22.02) rozpoczynamy doroczne spotkanie wszystkich misjonarzy i przedstawicieli katechistów z naszego Wikariatu. Po tygodniowych obradach wracamy do domu i zaczyna się nowy rok pracy. A nie będzie on łatwy i to z wielu powodów. Przede wszystkim będzie nas mniej, jak już to wspomniałem na początku. Ale to stanowi najmniejszy problem. Dużo poważniejszym są niepokoje społeczne, które wstrząsają naszym krajem i regionem. Nierozwiązany konflikt między organizacjami indiańskimi i rządem doprowadza do protestów i strajków; w bierzącym roku mamy wybory parlamentarne i prezydenckie (w tym samym terminie) co wzbudza duże emocje; nierozwiązane problemy społeczne w San Lorenzo – to wszystko sprawia, że znajdujemy się w oku cyklonu. Jako Kościół w Peru i Parafia w San Lorenzo staramy się pomóc w jak najspokojniejszym i bezkrwawym rozwiązaniu kłopotów. Co nie zawsze jest łatwe jak to mi ukazała śmierć moich parafian nad rzeką Cahuapanas. Ale to temat na następne listy.
W tych dniach żyjemy poruszeni śmiercią naszego Współbrata, ks. Marka Rybińskiego. Poznałem Go jeszcze w nowicjacie (on – w Czerwińsku, ja w Swobnicy), później spotykaliśmy się w seminarium przy okazji turniejów piłki nożnej, spotkaniach międzyseminaryjnych. Niewątpliwie straciliśmy wielkiego Człowieka i Salezjanina. Rodzicom i całej Rodzinie składamy wyrazy współczucia i zapewniamy o modlitwie. Niech Jego przykład pobudza nas do większej wierności Chrystusowi i ks. Bosko oraz wzbudza nowe powołania.
Pozdrawiam najserdeczniej i zapewniam o modlitwie za Was wszystkich – Dobrodziejów Misji Salezjańskich; ludzi, których spotkałem w czasie pobytu w Polsce; parafie, które odwiedziłem; Wspołbraci Salezjanów (szczególnie moich kolegów kursowych – dziękuję za bardzo miłe spotkanie w Rumi); Siostry Salezjanki. Was wszystkich noszę w sercu i wspominam przed Panem na modlitwie. Sam też o nią proszę – za nas, misjonarzy i o nowe powołania. Bo pracy jest dużo, ale robotników mało...
Ks. Józef Kamza sdb
Ps. Przesyłam najnowsze zdjęcia. Mam nadzieję, że dojdą bez kłopotów.