Estadio Don Bosco przy ul. Tynieckiej 39 był areną kolejnego meczu grupowego Kleryckiej Ligi Piłkarskiej, w którym Salezjanie podejmowali Saletynów. Pomimo tradycyjnego poczęstunku i spotkania w braterskim klimacie, gościnność gospodarzy może być poddawana w wątpliwość. Wszak już nie pierwszy raz odprawili gości z pokaźnym bagażem bramek. Jednak nieczęsto zdarza się, że wynik ociera się o dwucyfrówkę.

">
loading...

Poniedziałek XVII tygodnia okresu zwykłego | Wspomnienie obowiązkowe Św. Jana Marii Vianneya | czytania na dziś

Imieniny: Dominiki, Dominika, Protazego

Informacje

Zamknij wpis

Grad goli i zielona mgła. Salezjanie – Saletyni 9:1 (4:0)

Estadio Don Bosco przy ul. Tynieckiej 39 był areną kolejnego meczu grupowego Kleryckiej Ligi Piłkarskiej, w którym Salezjanie podejmowali Saletynów. Pomimo tradycyjnego poczęstunku i spotkania w braterskim klimacie, gościnność gospodarzy może być poddawana w wątpliwość. Wszak już nie pierwszy raz odprawili gości z pokaźnym bagażem bramek. Jednak nieczęsto zdarza się, że wynik ociera się o dwucyfrówkę.

9:1. Padło dziesięć bramek, czyli tyle samo co w zeszłym roku. Przypomnijmy, że jesienią 2012 r. w meczu tych drużyn było 7:3. Również dla Salezjanów. Ale porzućmy dawnych wspomnień czar i przyjrzyjmy się wydarzeniom z poniedziałku, 25 listopada.

Zacznijmy od klasycznego hat-tricku Piotra Pączkowskiego. Pierwsza połowa to był jego popis, zwłaszcza showtime między 29. a 39. minutą: trzy strzały – z czego dwa „naprawiające” kiksy kolegi z ataku (miłosierdzie nakazuje spuścić zasłonę milczenia na personalia) – przyniosły plon w postaci trzech bramek. Wzajemna asekuracja napastników – to może być idea przełomowa dla polskiej reprezentacji piłkarskiej i rodzimej myśli szkoleniowej. Ale czy Adam Nawałka odważy się zastosować innowacyjne rozwiązania? Nie jest sztuką naśladować Barcelonę, czy jakiś Bayern, ale – wyprzedzić swoją epokę... W każdym razie już zawczasu postuluję, że Pączek powinien dostać szansę w kadrze: tam miałby po kim „naprawiać”. Panie Robercie, bez urazy...

Dziennikarz sportowy jest ograniczony różnymi regułami: gramatycznymi, logicznymi, stylistycznymi, itp., co może być źródłem pewnych nieporozumień. Celem uniknięcia jakichkolwiek rozbieżności pomiędzy sprawozdaniem z meczu, a minioną rzeczywistością stanowiącą osnowę tekstu – wypada podkreślić niuanse, jak mawia znany biblista: „żebyśmy się dobrze zrozumieli”. Na boisku dzieje się wiele rzeczy na raz, wydarzenia są równoczesne i przeplatają się ze sobą. Należy zatem zaznaczyć, że drugim architektem sukcesu, choć chronologicznie nawet pierwszym – a ze względu na bramkową zdobycz przecież równorzędnym Pączkowi - był Michał Chorąży. Już w drugiej minucie wpisał się na listę strzelców i... z czasem coraz bardziej się rozkręcał. Waleczność i snajperski nos nie zawiodły go również w drugiej połowie, gdy dwukrotnie efektownie (ale co ważniejsze: efektywnie) nabiegł na piłkę szybującą wzdłuż pola karnego (72 min), względnie linii bramkowej (74 min).

W tym miejscu trzeba podkreślić wzorcową współpracę pomiędzy obydwoma napastnikami. Czy nie nadszedł zatem czas, żeby i pomiędzy atakującymi  naszej kadry narodowej zaczęło cokolwiek trybić? Panie selekcjonerze, Salezjanie z Łosiówki są gotowi zwalniać obu tych zawodników na każde zawołanie!

Nie byłoby splendoru tak okazałego zwycięstwa, gdyby nie zasługi speców od zabezpieczania tyłów. Licznie zgromadzonej publiczności podobała się bezbłędna gra obrońców: Bartosza Majchrzaka (jego gol strzelony z dystansu ustawił właściwie całą drugą połowę) i kapitana – Mateusza Macinkiewicza, którzy już w zarodku potrafili zażegnać wszelkie zagrożenie ze strony Saletynów. Jednak największy aplauz wzbudzał trzeci obrońca podstawowego składu gospodarzy, czyli Marian Gruszczyk. Jego udane interwencje nagradzane były gromkimi okrzykami i oklaskami, nawet jeśli jego poczynania ofensywne były trochę chaotyczne.

W pewnym momencie widownia dała się zbyt ponieść emocjom, gdyż wbrew ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych odpalono świece dymne. Zielona mgła spowiła boisko. Ze względu na ograniczoną widoczność, sędzia dwukrotnie zastanawiał się nad przerwaniem meczu. Komisariat Wodny Policji wszczął śledztwo w tej sprawie, póki co dowiedzieliśmy się, że zielony dym był manifestacją kibiców Salezjanów sprzeciwiających się nowym, pomarańczowym koszulkom drużyny. Celem tak wyrażonego protestu było podkreślenie przywiązania fanów do tradycyjnych barw zespołu z Łosiówki, czyli biało-zielonych pasów. Pragnący zachować anonimowość kibic argumentował: - Nie można naszej tradycji schować po prostu do szafy! Przecież w tych strojach zdobywaliśmy mnóstwo trofeów, że przypomnę tylko pięciokrotne zwycięstwo w lidze kleryckiej, w tym trzy ostatnie lata z rzędu...

Wróćmy jednak do bohaterów tego pamiętnego... wieczoru (po końcowym gwizdku sędziego zapadł zmrok). Jak zwykle występ Dawida Szczepanika można określić krótkim stwierdzeniem: klasa europejska. Od czasu rozpoczęcia współpracy z dietetykiem, Dawid utrzymuje wysoki poziom i niską wagę. Gratulacje! Taki golkiper to skarb. Nic zatem dziwnego, że Oskar Gaszek musiał porzucić rękawice bramkarskie i zadebiutować w polu, gdzie zresztą świetnie sobie radził i dobrze ustawiał. Miał nawet okazję na strzelenie gola, ale niestety jej nie wykorzystał. Ambitny zawodnik po meczu wyrzucał sobie też moment dekoncentracji, po którym rywale zdobyli honorową bramkę (na 1:4), jednak przy tym wyniku nikt nie zgłasza do niego pretensji.

Wydawać by się mogło, że pozostali napastnicy Salezjanów stanowili tło dla wspomnianego na początku duetu: PączekCzarny. Otóż nic bardziej mylnego: Krzysztof Cepil i Piotr Zieliński strzelili po bramce, a Mirosław Chyza i Franciszek Janyga swoimi dryblingami, rozciąganiem gry, absorbowaniem obrońców, wychodzeniem na pozycję dużo wnosili do gry ofensywnej zespołu. Każdy z nich również miał swój wkład w zwycięstwo, wszak piłka nożna to sport zespołowy.

NN




Salezjanie

Towarzystwo Salezjańskie Inspektoria pw. św. Wojciecha

ul. Św. Jana Bosko 1, 64-920 Piła

tel. 067 352 27 20, fax 067 352 27 56 / towsalez@pi.onet.pl

Array ( [status] => 1 )